To nie prawda, że włosi są gadatliwi. Siedzę w pokoju z jednym Włochem z krwi i kości w randze dyrektora. Całe dnie upływają nam na wspólnej pracy w absolutnej ciszy. Przez około 8 wspólnie spędzonych godzin uda się powiedzieć ciao o 9 rano, ciao o 18 i jedno pytanie zadawane mi przez 3 dni z rzędu – czy może zamknąć drzwi (potem i oto przestał się pytać). Nie myślcie sobie, że to bariera językowa. Okazało się, że mówi po angielsku i to chyba nawet całkiem nieźle, choć nie mogę być pewna, bo próba językowa była nadzwyczaj skąpa. W ciągu tygodnia raz powiedział mi, że telefon do mnie dwa razy dzwonił, innym razem ja mu powiedziałam to samo i raz zapytałam się, czy pada, co potwierdził (słownie, nie kiwnięciem głowy). W sumie wyszło pewnie coś około 50 słów z jego strony. Tylko nie myślcie sobie, że to gbur, o nie. Jest całkiem miły, czasem się uśmiechnie do mnie i zawsze miło rozmawia ze swoimi pracownikami, tylko po prostu prawie nic nie mówi.
czwartek, 9 sierpnia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz