Powrot z Niemiec nie nalezal do najprzyjemniejszych. Wlochy powitaly mnie pelnia swoich mozliwosci. Lot Air Dolomity spozniony, nie za duzo, ale zawsze. Na lotnisku w Mediolanie dlugie oczekiwanie na bagaz. Tasma ruszala i stawala 3 razy. Po pol godziny w kocu czarna dziura wyplula moja walizeczke. Jest juz po polnocy. Wychodze na zewnatrz zeby zlapac taksowke. Kolejka oczekujacych i zadnej taksowki. Co pare minut zjawia sie jakas, ale ludzie naplywaja do kolejki znacznie szybciej. Po pewnym czasie kolejka liczy juz z jakies 50 osob, ja na szczescie mam przed soba tylko okolo 10. Niby wszyscy stoja w kolejce, ale trzeba sie mocno pilnowac, bo tych co chca sie wkrecic nie brakuje. Tym bardziej, ze co podjezdza taryfa, to okazuje sie ze zamowiona przez telefon. Po trzeciej takiej akcji zaczynam sie dopytywac, czy musze zadzwonic, czy tez ktos przyjedzie tak po prostu zabrac z kolejki. Alez prosze pani, jada, cierpliwosci, sa na autostradzie. Po 15 minutach czekania, kolejce przede mna nie zmniejszajacej sie i o godzinie 0.30 cierpliwosc zaczyna sie ulatniac w ekspresowym tempie. Amerykanie stojacy za mna probuja desperacko zamowic kogos przez telefon. Sa z gory zdani na porazke, bo nie mowia po wlosku, wiec pani z rodzielni ich nie rozumie, jest ich 5, wiec musza miec vana i do tego duze bagaze. Zycze powodzenia.
W koncu zaczynaja nadjezdzac taryfy nie zamowione. Kierowca wysiada i pyta sie: kto pierwszy? Dokad pan/pani jedzie, ile osob i jaki bagaz? Pani sama, nie, biore przynajmniej 2 osoby, pan nie do Mediolanu? Nie jade nigdzie indziej. Panow piecioro? Najwiecej zabieram 4. A te walizki tez? Nie, nie ma mowy, takich to nie bede nosil. Po takiej selekcji szczesliwec spelniajacy wszystkie warunki zostaje wylowiony z kolejki i zabrany. Przyjezdza druga taryfa, selekcja podobna. Trzecia taryfa zlitowala sie i zabrala tych, co nie do Mediolanu jechali. Jestem chyba jedyna w kolejce ktora mowi po wlosku, reszta kompletnie nie wiedzac o co chodzi poddaje sie lasce i nielasce kierowcow. Zaczynam szacowac moje szanse: Jestem sama – minus, mam maly bagaz – plus, gadam po wlosku, moze uda sie cos wynegocjowac – plus, nie chce jechac do Mediolanu – duzy minus.
W koncu po dluzszym czasie nadchodzi moja kolej, a tu wpycha sie azjatka. Nie ma mowy, to moja taryfa! Jednak kierowca zaczyna selekcje. Ja dokad? Monza, a azjatka? Pokazuje druczek z hotelu. Zagladam przez ramie zeby zobaczyc na jakiej pozycji stoje wobec konkurentki. Szybka wymiana slow zanim ktos inny nie przedstawi lepszej oferty. W koncu staje na tym, ze azjatka ma hotel tu blisko, wiec mozna ja podrzucic po drodze. Moj warunek – nie jade przez Mediolan, tylko obwodnica prosto do Monzy. Ok, wyglada na to, ze da sie zalatwic. Lepsze to niz ruletka czy zabiora mnie sama prosto do domu. Wsiadamy. Taksowkarz informuje, ze ma stala taryfe, do Monzy jest 60 km, wiec cena to 120 euro. Szybko kalkuluje w glowie. Normalnie do Mediolanu jest 80, do mnie potem 30, wiec naciaga mnie na jakies 20 euro. Bank zwroci koszty, wiec moge lyknac. Lepsze to niz proba dorwania kolejnej taryfy. Jedziemy panie i panowie.
Azjatka dalej troche oszolomiona, wyglada jak zbity pies i chce mnie calowac po rekach, ze ja zabralam, bo ona tu blisko, a nikt nie chcial jej wziac. Oczywiscie nie mowi po wlosku, a i po angielsku srednio. Jej hotel okazal sie rzeczywiscie za rogiem, 5 minut jazdy. Parkujemy i gosc mowi 40 euro. Ja na to. Chyba pan na glowe upadl?!!! Jakie 40 euro?!! 80 jest do Mediolanu, 40 minut jazdy, a tu za 5 minut pan chce 40. Na idiote pan nie trafil. Po calym ciezkim dniu wkurzyl mnie juz totalnie. Zaczynam na niego wrzeszczec, tyle co umiem po wlosku, pomagajac sobie gestykulacja. Jednoczesnie mowie azjatce, ze chce ja zrobic w jajo. Ta biedna przerazona patrzy na nas. Gosc w polowie klotni odbiera telefon, zaczyna przez niego rozmawiac i rusza. Ja: Gdzie pan jedzie!! On: Zabieram z powrotem na lotnisko. Pani chciala tu jechac, to ja robie uprzejmosc i zabieram, choc to nie Mediolan. Ja: Jaka uprzejmosc?! To Panska praca zabierac ludzi gdzie chca! On: Ja chce spokojnie pracowac, zabralem Pania, powinna byc wdzieczna. Co za debil. Azjatka nic nie rozumie (dyskusja po wlosku), ale oczy maja juz wielkosc jak z manki i probuje sie wtracic, ze ona juz zaplaci, niech tylko ja wysadzi. Stanelo na 30 euro i poinformowaniu azjatki, ze to nie jest normalne w tym kraju i taksowki tyle tu nie kosztuja.
Zawiozl mnie do domu w milczeniu, zaplacilam mu te 120, trzasnelam drzwiami i o 1 w nocy bylam w koncu w lozku.
Ciekawe jak amerykanie zalatwili swoja sprawe. Czy w koncu poszli po rozum do glowy i podzielili sie na 2 taryfy, czy stali tam jeszcze z godzine bezskutecznie probujac zalatwic vana?:)
poniedziałek, 19 maja 2008
Powrot z Niemiec
Autor:
Lalaith
o
10:23
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz