W dalszym ciagu cierpie na brak znajomych, tzn, zbyt mala ich ilosc. Jako kobieta czynu postanowilam nie czekac na manne z nieba tylko wziac sprawe w swoje rece. Przygotowalam sie fizycznie i psychicznie, szabla w dlon i dalej na rzymian, a scislej na Mediolan.:) Po wielu miesiacach myslenia i wahania sie w koncu wybralam sie na aperitivo dla expatow mediolanskich. W akcie desperacji probowalam jeszcze w ostatniej chwili namowic Marka, zeby ze mna poszedl, ale nie bylo go w miescie, wiec raczej ciezko by mu bylo sie stawic na imprezce. Do odwaznych swiat nalezy i ide sama. Przynajmniej w ten sposob bedzie latwiej poznac nowcyh ludzi. Przeciez nie zabiera sie drewna do lasu. Im bardziej zblizalam sie do metra tym bardziej nogi robily mi sie z waty, serce lomocze, dlonie sie poca. Czuje sie jak przed egzaminem, a przeciez mam tam byc dla przyjemnosci. Przez glowe przelatywalo mi mnowstwo wymowek, aby wsiasc jednak w metro w druga strone, prosto do domu. Nie poddalam sie, dotarlam do konca, pod wskazany w internecie adres i nawet udalo sie przelknac gule w gardle i zapytac barmana o poszukiwana grupe ludzi.
Na miejscu byl Steve, zalozyciel tego swoistego stowarzyszenia, szkot, wysoki blondyn lat pod 40 ze znajomym. Reszta miala sie zjawic pozniej, jako ze bylam prosto z pracy, wiec jedna z pierwszych. Steve byl bardzo mily. Wzielam jedzonko, winko i zanim sie nie obejrzylam po paru standardowych pytaniach – Co tu robie, od kiedy jestem, ile zostaje, czy mowie po wlosku... towarzystwo wokol mnie zaczelo sie zageszczac. Standardowe pytania padly jeszcze pare razy. Troche jak podczas spokania AA z tym malym wyjatkiem, ze wszyscy pili.:)
Zalozenie bylo wpadam na godzine, orientuje sie co, gdzie, jak, kiedy, czy warto powtorzyc i jade do domu. Zalozenie bylo z gruntu bledne. Skonczylo sie na 3 godzianch, 2 winach, 3 wlochach, 2 pol wlochach, 1 japonce, 1 brytyjczyku i 1 amerykaninie. Oczywiscie tylko rozmowa z wyzej wymienionymi.;)
Najdluzej mi sie zeszlo z amerykaninem, ktory tu siedzi juz od 7 lat. Rudy baranek, bo tak wygladaja jego wlosy.:) Muzyk z zapalu, nauczyciel angielskiego aby sie utrzymac. Kolejny, ktory gada jak najety, a mowia, ze to kobiety duzo mowia. Bajer zapuszcza na prawo i lewo, ale nawet da sie z tym zyc, pasuje do caloksztaltu. Koniecznie chcialby doznac tego szoku i uslyszec mnie spiewajaca. To by byla dopiero porazka.
Pokazala sie tez panna z notesikiem. Co jakis czas jak cos powiesz, wyjmuje i zapisuje, jeszcze dopytuje sie o przeliterowanie, aby nic nie stracic i sie nie pomylic. Uklad, to pewne, ale zeby taka jawna inwigilacja na ulicy? Panna okazuje sie byc nakrecona na wylapywanie slowek badz zwrotow po angielsku, ktorych nie zna lub chce zapamietac. Tez tak mozna, aczkolwiek dziwaczne.
Inna kobita, nadeta, z glowa zadarta do gory z dlugim papierosem w reku i wyjatkowo pretensjonalnym tonem zaczyna snuc historie swojej rodziny. Jak to ojciec pojechal na poludnie kraju. Opowiesc dluga i bez puenty, amerykanin w krotkich zwiezlych slowach usadzil damule.
Japonka siedzi tu od 20 lat i jest juz bardziej wloska niz japonska, brytyjczyk mowi tak cicho, ze w gwarze knajpy wogole go nie rozumiem, inny wloch z kolei bardzo by chcial, ale nie moze, bo jego angielski jest ponizej komunikatywnego. Wpadly jeszcze dunka i holenderka, kazda z wloskim dodatkiem meskim. Koktajl, folklor, pelna mieszanka. Aperitivo w Dwunastce to byl strzal w dziesiatke.
Aby miec wieksze rozeznanie w tym o czym mowie kliknij na link do Partyamo.
piątek, 28 marca 2008
Partyamo
Autor:
Lalaith
o
14:37
Etykiety: After hours
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz