Nadia to moja sasiadka. Ma 24 lata i studiuje w Monzie stomatologie, chce sie specjalizowac w ortodoncji. Cudownie, bo jak bede miala nagly wypadek, to moge do niej wpasc i cos sie wykombinuje.:) Prawie codziennie wychodzi wieczorem. Party animal. Jak sie pozniej okazuje, to nie szlaja sie po barach, tylko chodzi na zajecia z tanca. Dreszczyk ekscytacji, ze bede miala nad wyraz kolorowa sasiadka zanika.
Bardzo sie ucieszyla, gdy sie wprowadzilam, bo przynajmniej jakas mloda osoba w poblizu, a nie kolejny 30/40-letni zamezny facet. Jak dla mnie to 30-, nawet 40-letni, byle niezamezny facet moglby byc.:) Ale wedlug niej to juz za stary.
Inne hobby – spiewanie. Czasem slysze przez sciane. Nawet strasznie nie zawodzi, ujdzie. Jakby co to moge wlaczyc muzyke i problem znika. Ja za to w odwecie czasem racze ja pralka wirujaca o 6 rano, bo nie mam kiedy indziej zrobic prania, a tak wywieszam przed pojsciem do pracy.:)
W ostatni weekend byli u niej rodzice. W niedziele krecili sie od 8 rano wchodzac i wychodzac z mieszkania, a o 10 w koncu zawineli sie do domu. Skad wiem? Slychac absolutnie wszystko co sie dzieje na klatce na pietrze, lacznie z pelnymi konwersacjami. Nie mialam zadnych planow, niedziela zapowiadala sie wrecz nudnie, wiec postanowilam rozwinac znajomosci sasiedzkie. Wczesniej pare razy z nia rozmawialam, wiec pierwsze lody zostaly juz przelamane. Okolo 10.30 zadzwonilam do drzwi. Otworzyla w pidzamie (nie spi od przynajmniej 2,5 godziny, wyprawila rodzicow, ale nic jej mimo to nie sklonilo do ubrania sie:). Zaproponowalam, ze jesli nie ma innych planow na popoludnie / wieczor, to moze bysmy obejrzaly film na dvd albo skoczyly na aperitivo w Monzie. Stwierdzila, ze z checia, tylko musi jakos ustawic znajomego, ktory mial do niej wpasc w ciagu dnia i da mi wtedy znac. O 15 przyszla do mnie. Caly czas w pidzamie.:) Pozostawie bez komentarza. Znajomy sie nie odzywal, ale chce sie umowic na 18. Jak dla mnie ok. Spotkalysmy sie. Tym razem miala juz na sobie normalne ciuchy, tylko czy jest sens ubierac sie przed 18, skoro i tak caly dzien przesiedzialo sie w pidzamie?:) Przy okazji poznalam znajomego, ktory jednak przyszedl i ktory okazal sie byc jej bylym. Ostatecznie poszlysmy we dwie na drinka.
Knajpa jest w idealnym miejscu – na przeciwko katedry w samym sercu starowki i ma rewelacyjne lawy kamienne na zewnatrz, pod baldachimami. Niestety bylo zimno i padalo, wiec siedzialysmy w srodku, ale za to tuz przy oknie. Reszta byla juz gorsza – cholernie drogo i bez jedzenia w cenie. Warto zobaczyc, pojsc z raz, ale nie bede tam stalym gosciem.
Po drinku – melonowe martini, bardzo dobre – wrocilysmy do domu. Nadia ugotowala makaron, ja przynioslam butelke wina. Potem przenioslysmy sie do mnie. Nie udalo sie obejrzec filmu z tej prostej przyczyny, ze Nadii nie sposob zatrzymac w potoku slow. Po prostu nie da sie przerwac jej gadania.:)
Gdy zawinela sie do swojego mieszkania, ze zgroza stwierdzilam, ze jest 1.30 w nocy! A ja jutro do pracy! W lozku bylam w 3 minuty. To jest duzy plus imprezowania z sasiadka.:)
Wieczor oceniam na bardzo mily. Nastepnego dnia poszlysmy razem do kina w Monzie. Czy mozna to juz nazwac miloscia?:))))
środa, 19 marca 2008
Nadia
Autor:
Lalaith
o
12:16
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz