Cala rodzina postanowila wykorzystac fakt, ze jestem we Wloszech i zerwac z dotychczasowa tradycja wakacji narciarskich w Austrii. Wszyscy sie zgodzili od razu i bez marudzenia, bo to oznacza, ze Ania wszystko zalatwi. Kochana rodzinka. Nie bylo to proste, powiem wiecej, byla to droga przez meke. Wymagania? Niewielkie. Nocleg zalatwiany w ostatniej chwili, dla 7 osob, na dwa tygodnie, w szczycie sezonu, w topowym osrodku, blisko wyciagu i centrum, zeby nie trzeba bylo uzywac samochodu, ale nie przy glownej ulicy, w ladnym domu, ale nie za drogo, blisko do placu zabaw dla dzieci i do sklepu, zeby nie bylo pod gorke, bo dziadkowie nie maja sily, ale ladny widok na gory bylby wskazany, dom nie za duzy, bo nie lubimy molochow, raczej rodzinny, ale zeby mieli na wyposazeniu sprzety dla niemowlaka, zeby to byl apartament, ale z mozliwoscia B&B i do tego zeby nie bylo zbyt wlosko, tzn slonce tak, ale infrastruktura, jedzenie i jezyk to wolimy austryjackie. Niewykonalne? Dla Ani nie ma zadan niewykonalnych.:) Nie udalo sie tylko zalatwic sniadania dla dziadkow, ale jakos to przezyli, reszta dostarczona.
Wyladowalismy w Val Gardenie. Jak ktos chce wiedziec co to, gdzie to i wogole, to prosze sobie wbic w google, ja nie bede tu robic darmowej reklamy. Miejsce bardzo ladne, bardzo austryjackie z akcentem wloskim i wloska pogoda (co na nartach jest czasem minusem, bo snieg sie topi).
Wszyscy dojechali szczesliwie. Pierwsze zderzenie rodzicow z wloska kultura bylo dla nich szokiem, dla mnie to juz norma. A o taka blacha rzecz poszlo jak zakupy w supermarkecie. Sobota – zmiana turnusu w szczycie sezonu, a tu tylko jeden Spar otwarty, drugi w wiecznym remoncie. Dziki tlum, tylko 2 kasy i nikt sie tym nie przejmuje, wlosi sie wpychaja poza kolejka, a niemcy i rodzice jak te niemoty stoja grzecznie. Maslo chlebek i te sprawy zajely im 1,5 godziny. Oni wkurzeni, a ja „Benvenuti in Italia!”.
Pozniej bylo juz jakos bardziej z gorki.
Jak w zeszlym roku postanowilismy poslac Jagode do szkolki narciarskiej. Dla niewtajemniczonych - Jagoda to moja 4 letnia siostrzenica. Mial to byc jej juz drugi sezon narciarski, wiec wiedzielismy, ze nie ma problemu i swietnie daje sobie rade w szkolce, pomimo ze nic nie rozumie. Tata poszedl zapisac dziecko. I to byl pierwszy blad, bo trzeba bylo wybrac kogos z wiekszym spektrum jezykow. W biurze nikt nie mowil po angielsku, wiec nie bylo sie jak dogadac. Na migi ustalili, ze dziecko to juz nie „baby”, tylko normalny kurs. Zapisal, zaplacil. Przy okazji wypozyczyl narty – rozowe, ktore przez pocieche natychmiastowo zostaly bezapelacyjnie zaakceptowane, bo przeciez inny kolor nie wchodzi w rachube. Dostarczylismy Jagode na miejsce zbiurki. Udalo sie nakleic imie na kask i na narty, co nie bylo tak popularne wsrod innych dzieci i caly czas mnie zastanawia jak instruktorzy wiedza kto sie jak nazywal (w Austrii dzieci mialy znaczki z imieniem przypiete do kurtki, bo Grazynka, Geijs-Jan, czy Pinar to nie sa takie oczywiste imiona do zapamietania), a moze wiedza ta nie byla im niezbedna do zycia.
Pierwszy dzien przebiegl bardzo dobrze. Instruktor pochwalil, ze Jagoda swietnie daje sobie rade. Drugiego dnia wygrala konkurs na robienie trojkacika, czyli plug. Tto urodzony geniusz na nartach. No ba, cala rodzina jezdzi, jeden instruktor, to jak ma nie byc utalentowana? To geny! Tego dnia kurs byl tylko do poludnia, wiec potem zabralismy ja zeby z nami pojezdzila. Po 3 metrach lezy. Norma, ale placze. Ja sie pytam i po co ten placz, ktory to juz raz dzis lezysz? Ona: pierwszy. Jak to pierwszy?! Po pol dnia w szkolce? To co oni tam z wami robia? Zaczynamy wyciagac informacje. A na jakim wyciagu jezdzisz? Takie krzeslo czy talerzyk pod pupe? A jezdzisz sama czy w ogonku za panem? I tego typu. Przesluchiwanie 4 latki nie nalezy do najprostszych, ale im wiecej slysze tym bardziej mi sie to nie podoba. Nasze genialne dziecko okazuje sie nie byc takie genialne. Zapisali ja do grupy 0. Przez 2 dni instruktorzy nie zauwazyli, ze dziecko umie zjezdzac z czerwonych tras. Czy to takie oczywiste, ze ktos nie umie nic lub umie wszystko? Drobna roznica.
Zadanie bojowe dla mnie – przepisac do innej grupy. W biurze powiedzieli, zeby bezposrednio u instruktora. Poszlismy szukac instruktora. Ten co powinien ja wziac jest gdzie indziej, wiec drugi ja wezmie, a potem przeniesie. Tata odebral od trzeciego. Ogolnie mialo ja w rekach jeszcze ze dwoch innych. Takiej rotacji w zyciu nie widzialam. Jagoda jezdzi, bardzo sie stara. Na koncowym wyscigu, mimo ze najmniejsza z calej grupy, pojechala z najwieksza precyzja, dokladnie po trasie, robiac piekne zakrety i nie zatrzymala sie 2 metry przed meta jak wiekszosc. Moze jednak jest geniuszem?
Efekt – dostala medal i jest szczesliwa. Okiem eksperta - technicznie jezdzi gorzej niz w zeszlym roku. Wloska jakosc szkolnictwa poczatkowego. Nic dodac nic ujac.
Na marginesie – kurs, jak wszystko tu jest drozszy niz w Austrii – wnioski wyciagnijcie sami.
poniedziałek, 3 marca 2008
Wakacje rodzinne na nartach.
Autor:
Lalaith
o
17:39
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz