poniedziałek, 3 marca 2008

Parapetowka u Marka

Tydzien byl imprezowy. We wtorek – aperitivo z Siegmundem. Byla bardzo dobra muzyka jazzowa na zywo na mikro przestrzeni, calkiem niezle jedzonko i wino. Bardzo mily wieczor. Knajpa tym ciekawsza, ze mikro przestrzen w srodku nie ogranicza ilosci obecnych. Jesli nie miescisz sie w srodku, zawsze mozesz imprezowac na ulicy. Na kraweznikach sa nawet miejscami wylozone poduszki do siedzenia, a jak tych zabraknie, to i sam kraweznik tez dobry. Wazne zeby byc w kupie i w trendy miejscu.:)

Wtedy tez otrzymalam zaproszenie od Siegmunda, zebym poszla z nim i Moritzem na parapetowke do Marka. Marek to nowy Polak, ktorego jeszcze nie poznalam. Siegmund tez go nie zna, ale czy to cos zmienia? Zakwalifikowalismy sie do grupy „dziewczyna, chlopak, zona i/lub maz” osoby zaproszonej, czyli Moritza.:)) Oprocz tego cala lista Wlochow, z ktorych nikogo nie znamy, ale co tam.

Wzielam z domu wodke i udalam sie pod wskazany adres. Marek mnie wpuscil, bo i tak nic nie slyszy przez domofon, wiec wpuszcza kazdego kto dzwoni. Troche sie zdziwil na moj widok, ale wyjasnilam mu moje powiazania z nim i flaszka zrobila reszte.:) Jak sie okazalo na imprezce zjawila sie nasza ekipa, tj. ja, Siegmund, Moritz i Mihai, a oprocz tego tylko 2 Wlochow z calej listy. Marek jak na konsultanta przystalo, przeanalizowal dane, wybadal rynek i uzywajac wysublimowanych narzedzi i profesjonalnych prezentacji wyszlo mu, ze impreze najlepiej zrobic w srodku tygodnia, kiedy wiekszosc jego zespolu, tj. gro zaproszonych ludzi, jest na projekcie w Wiedniu.:) Efekt jaki jest kazdy widzi. Niemniej jednak Niemcy popijajacy wodke stali sie jeszcze bardziej imprezowi niz zwykle, towarzystwo sie mocno rozluznilo i pomimo niskiej frekwencji impreza byla naprawde udana. Ale z Wlochami jakos tak wyszlo, ze sie nie zintegrowalismy. Najlepiej nam bylo we wlasnym sosie.
Przepis na bardzo dobry drink: setka wodki, sprite i troszke soku grejpfrutowego dla zrobienia koloru. Bardzo dobry i bardzo dobrze wchodzi.:))

W czwartek z kolei byl ostatni wieczor Moritza we Wloszech, wiec trzeba bylo pojsc na pozegnalne aperitivo. Troche zmeczeni po tygodniu i imprezce poprzedniego wieczoru spotkanie minelo raczej spokojnie, acz przyjemnie.
W weekend moglam w koncu odpoczac.

Brak komentarzy: