środa, 17 października 2007

Pociag

Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam wyprowadzając się tak daleko. Podróż z pracy odbywa się dwoma liniami metra, pociągiem i jeszcze trochę na piechotę. Lecę z metra na pociąg, ale jeszcze muszę kupić bilet w automacie, bo do kasy zazwyczaj stoją same niemoty i długo im się schodzi. Staję za gościem, poszczęściło mi się że nie ma kolejki. Tylko on jakoś marudzi, zaglądam przez ramię, a on rezerwacje zmienia. Rany.... No dobra, w końcu poszedł. Podchodzę – nie przyjmuje gotówki, cholera, idę do drugiego – o dziwo działa, pierwszy raz widzę, żeby działał. Jakieś babki też mają problemy. No wyjątkowy pech. Nawet zwracają się do mnie o pomoc, ale nic nie rozumiem. Zaglądam im przez ramię, a tam pojawia się znaczek, że nie przyjmuje gotówki. No nie, wściekli się. Jeden pociąg już przejechał, jeszcze jest szansa na następny. Odwracam się do kas, a tam kolejka zawija się za taśmy. No nie mogę, co z nimi, postawili sobie za punkt honoru utrudnić mi powrót? Staję jak reszta, powoli przemieszczamy się do przodu. Drugi pociąg uciekł. Już mi się coraz mniej spieszy, bo do kolejnego jeszcze trochę czasu. W końcu dochodzę do kontuarka. Pan raczej pogodny, ale jemu się nie spieszy, bo niby dokąd? Kupiłam od razu trzy bilety, na jutro też, żeby znów się nie wkurzać. Po drodze zahaczyłam jeszcze o sklep, bo skoro mam tyle czasu do następnego pociągu, to może coś pożytecznego zrobię. Idę na dół na perony, a na końcu pochylni stoi całkiem spora grupa ludzi wpatrzonych w monitor. Zupełnie jak w pubie podczas mistrzostw w piłkę kopaną, tylko jakoś atmosfera nie ta, nie ma wiwatów, okrzyków, podskoków, całkowity brak entuzjazmu, wręcz powiedziałabym grobowa cisza. Już trochę pojeździłam pociągami i wiem, że taka scenka nic dobrego nie wróży. Oczywiście pociąg opóźniony 10 minut (i zapewne opóźnienie może ulec zmianie). Do tego brak numeru peronu, więc chcąc nie chcąc przyłączam się do grupy. Czekamy. W kompletnej ciszy. I gdzie się podziali ci hałaśliwi włosi? To chyba kwestia przyzwyczajenia. Pociąg ruszający o czasie to cud. Nagle grupa rusza. Nawet nie muszę patrzeć na monitor – wyświetlili peron. Nie trzeba sprawdzać, daję się ponieść fali, która tworzy lejkowaty korek na schodach na peron. W sumie nie było tak źle. W domu jestem zaledwie pół godziny później, 50% opóźnienia. Jeszcze nie pobiłam rekordu powrotu z Wenecji - 100% opóźnienia, 6 godzin zamiast 3.

Brak komentarzy: