Czwartek. Komorka dzwoni w pracy. Pan Massimo. Pyta sie czy lubie koncerty i czy nie chcialabym pojsc jutro do La Scalli na Dvoraka i Czajkowskiego. Szczeka mi opadla. Do La Scali?! Tak po prostu?! I skad maja bilety, tam sie nie da tak po prostu kupic biletow na jutro. Mowi, ze to koncert na zamowienie jakiejs fundacji z Monzy. To by wyjasnialo sprawe biletow, pewnie maja po znajomosci, albo cos w tym stylu. W sumie, czemu nie. Do la Scali bardzo chetnie, troche kultury w ciekawym miejscu. Do tego przed koncertem szybka kolacja na miescie. Gdy pierwszy szok minal nie trzeba bylo mnie juz dlugo prosic. Odlozylam sluchawke cala podekscytowana. Wtem pobladlam, pierwsza mysl, w co ja sie ubiore?:) Wysilam mozg i probuje zrobic przeglad szafy. Mam odjazdowe spodnie, nie mam do nich gory, mam sukienke, brak zakietu. Dzis musze szybko isc do domu, nie zdaze w miedzyczasie zajsc do zadnego sklepu. Co robic?! Dzwonie do mamy zeby podzielic sie wiesciami i oczywiscie poradzic w sprawie stroju. Razem cos wymyslilysmy, zakosilam jej ostatnio nowy komplet spodni z zakietem, z braku laku musi byc.
Nastepnego dnia od rana jestem podekscytowana. Powiedzialam o wieczornych planach Lorenie (moja szefowa). Ona sie pyta, czy pani Anna tez idzie, a moze nawet syn? Ja na to, ze wlasciwie nie wiem, bo zadnych szczegolow nie znam i w sumie nie wiem kto bedzie, ale na syna bym nie liczyla, ale zona to chyba przyjdzie, choc nie jestem tego juz taka pewna. Co bede sie martwic na zapas.
Wybila 18.30. Ide na spotkanie. Podjezdza pan Massimo. Sam. Hmmm... taaaa, coraz mniej mi sie to podoba, ale zobaczymy, teraz juz raczej nie mam wyjscia. Luzna gadka szmatka, ja sie pytam slodkim glosikiem - a zona nie idzie? Nie, zona jest na swoich zajeciach z malarstwa. To sie lekko wkopalam. Brne w ten wieczor, bo niby co mam innego zrobic? Gula mi troche rosnie w gardle. Postanowilam jednak mimo wszystko przezyc stosunkowo mily wieczor, skoncentrowac sie na otoczeniu i muzyce. Rozejrzyjmy sie zatem.
Sama La Scala ladna, podoba mi sie, ciekawa. Mam troche wrazenie jak na Muppet Show przez te rzedy balkonow i lozy. Fajne, inne niz u nas, maja klimat. Kazda loza malenka, na rozpostarcie rak, drzwiczki do niej jeszcze mniejsze. Cala wylozona czerwonym materialem, jak w poprzednim stuleciu. Z przodu dwa krzesla, na ktorych siedza damy a za nimi taboreciki, na ktorych cierpia mezczyzni, kregoslup wysiada po pol godzinie. A nam sie wydaje, ze faceci tacy niewrazliwi na muzyke i jak tylko sie da to sie wymykaja. Nic dziwnego, sprobujcie wytrzymac na takim zydelku do konca koncertu. Przynajmniej przysnac sie nie da.:)
Koncert jak koncert. Pewnie nie powinnam tego mowic na glos, ale mielismy troche gorsze miejsca niz tata zazwyczaj zalatwia w filharmonii w Warszawie, wiec pewnie przez to mialam wrazenie..... gorszego dzwieku.:)
Jakos przebrnelam do konca wieczoru, potem odwiozl mnie/nas do domu. Po drodze odrzucilam chyba 10 propozycji - baru, lodow, wyprawy do Toskanii i nie wiem czego jeszcze. Az ciarki mnie przechodza. Tragedia, no po prostu koszmar! Pod samym domem stwierdzil, zebym nie mowila jego zonie o naszej wyprawie, bo...... "moglaby to zle zrozumiec". Jasne, co za tekst!
Okropnosc. Ja tam chce spokojnie mieszkac 2 lata i nie chowac sie przed nim, albo czaic po katach. Do tego on przychodzi do mnie kiedy chce! Nie bede miala spokoju nawet we wlasnym domu. To nie jest kwestia wylaczenia komorki, czy zablokowania maili, on mieszka pode mna z zona! Jak jeszcze do mnie pare razy przyjdzie, to chyba powiem mu ostro, zeby sie od..... On ma 34 letniego syna, co tez mu do glowy strzelilo, zeby mnie podrywac.
Faceci sa beznadziejni, a szczegolnie Wlosi. Przerost ego i testosteronu.
Mialam im upiec szarlotke w podziekowaniu za mile przyjecie. Upieklam....... zjadlam sama, jeszcze by sobie pomyslal, ze mu dziekuje i zachecam do dalszych krokow. Nic sie nie dowiedza o polskiej kuchni.
Ratunku!
wtorek, 30 października 2007
Drugie podejscie
Autor:
Lalaith
o
17:40
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz