poniedziałek, 9 czerwca 2008

Networking

Networking to ostatnio najpopularniejsze slowo, bardzo na czasie i trendy. Przynajmniej tu. A moze tu tak zawsze bylo? W kazdym razie to jest bozek naszej korporacji.

Dzis opiwem troche o pracy. Kilka sytuacji, ktore wywoluja u mnie mdlosci, sniadanie mi podchodzi do gardla i malo sie nie dlawie.

Na pytanie gdzie pracujesz nie odpowiada sie departament taki to a taki, tylko dla pana X, a bezposrednio raportuje do pana Y a nad nimi jest pan Z. I najlepiej aby pan Z to byl sam prezes albo przynajmniej jeden z jego nastepcow.
Podzczas podrozy sluzbowej myslisz, ze sobie odpoczniesz, poczytasz ksiazke, przespisz sie. Nic bardziej mylnego, na odprawie, w samolocie lub w hotelu, chocbys nie wiem jak probowal sie ukryc zawsze dopadnie cie ktos kogo znasz z firmy a ten jest w towarzystwie kolejnego i tak leci wzajemna prezentacja, koniecznie z ustaleniem nazwisk i dla kogo ktory pracuje. Juz od samych nazwisk, zazwyczaj obcych, mozna zwariowac. I nalezy ciagnac ta koszmarnie nudna rozmowe kto z kim i dlaczego robi jaki projekt. Miejmy nadzieje, ze jadles lekkie sniadanie.
Spotkanie integracyjne – wyjazd na narty. Czad! Chwila, chwila, bez podniety. Integracja calej grupy, czyli kto chce ten jedzie (pare tysiecy osob), na 4 dni i trzeba wszystko zaplacic z wlasnej kieszeni. Droga do Niemiec, hotel, ski pass, jedzenie, oplata za wyscigi. No jasne, jeszcze na glowe nie upadlam, za te same pieniadze w tym samym czasie jade z rodzina na narty w Alpy na tydzien. Alez Aniu, czemu nie jedziesz, ty, narciarka? - dopytuje sie szefowa. Ja poza kwestia pieniedzy mowie, ze to chyba srednia integracja tysiecy osob, z ktorych nikt sie nie zna. Wydaje mi sie, ze to nie o to chodzi. No jak to, wlasnie o to! Znasz mnie, ja cie z kims zapoznam, ten z nastepnym i w ten sposob poznasz wplywowych ludzi w banku. A mi sie wydawalo, ze integracja oznacza budowanie mocniejszych wiezi, nie opierajacych sie na czysto zawodowych sprawach miedzy pracownikami, ktorzy maja ze soba cokolwiek wspolnego, a najlepiej razem pracuja. Musze chyba rozszerzyc znaczenie tego slowa.
I tak na kazdym kroku, obrzydzenie mnie bierze.

Polskie HR wymyslily sobie, ze trzeba zbudowac wiezi miedzy polskimi expatami za granica a Pekao SA. Urzadzili dwudniowe szkolenie w Warszawie. Oczywiscie wybrali termin, w ktorym polowa ludzi, tzn. wszyscy z Wloch maja wolne, bo swieto narodowe (zaznacze – poniedzialek w czerwcu, lepiej byc nie moglo). Podobno nie znalezli innego terminu, a my, no coz, chyba sie dostosujecie, no nie? Nie chce jechac, nie bedzie tam nic ciekawego ani nowego, nie znosze Pekao, nigdy tam nie pracowalam i nie chce pracowac. Wogole wszsycy sie wypchajcie i zostawcie mnie w spokoju. Szefowa: Jedz, nie pal za soba mostow, poznaj ich, moze nie sa tacy zli. Moze wpadniesz do swojego szefa (tylko na papierze) i powolujac sie na mnie przypomnisz o sobie. Jeszcze czego! Nie bede powolujac sie na znajomosci wazelinowac jakiemus gosciowi, ktory ma mnie w glebokim powazaniu Ble ble ble. Czuje sie jak uwieziona w kiesielu, ktory jest obslizgly, wszystkiego sie czepia, nie moge sie ruszyc, tylko plywam wsrod tego obrzydlistwa. No ale szefowa placi za lot (to tez wymysl polskich HR, zeby za szkolenie zaplacil kto inny, prawda, ze pomyslowe?:)). Mam za darmo lot do domu, wiec juz trudno, zrezygnuje z dlugiego weekendu w Toskanii i pojade na to chrzanione szkolenie.
Pierwszego dnia wieczorem zorganizowali nam kolacje z degustacja win. Nie powiem, calkiem milo. Na kolacje wpada niezapowiedziany gosc – prezes. Jest nas garstka, panien jeszcze mniej, wiec sadzaja go miedzy mna a druga panna. Kurtuazyjna gadka o nartach i innych pierdolach, nastepnie prezes wyglasza kazania na gorze, a raczej z gory i po pol godziny sie zmyl.
Dostaje smsa. Od szefowej. Nudzi jej sie, czy co? Jak mi minal dzien i buziaki (dlaczego ona nie jest facetem, a moze i lepiej?). Odpisuje – w miare, nic specjalnego, wlasnie jestem na kolacji i siedze kolo prezesa, z ktorym prowadze mala pogawedke. Drugi sms od niej pokazuje pelnie jej szoku. Jakby ja piorun strzelil! Jak ja to robie, ze robie TAKI networking. Jestem jej guru. A ja jakbym tylko mogla, to bym kolo niego nie siadla.
W pracy nie zdazylam przekroczyc progu, a juz wszyscy mi gratulowali kolacji z bylym premierem. No coz... troche przesadzaja, ale dla nich to i tak niezla podnietka.
Papierowemu szefowi nie zlozylam wazeliniarskiej wizyty, ale w tych okolicznosciach chyba zostalo mi wybaczone.
Korporacje wszsytkich krajow laczcie sie!
A powstanie jedno wielkie bagno.:)

Brak komentarzy: