wtorek, 6 listopada 2007

Weekend na sportowo

Weekend byl cudowny. Spedzilam go tak, jak lubie. Pogoda byla wysmienita, pelna operacja sloneczna i cieplo, jakies 18 stopni, a moze i wiecej, wiec nie ma lepszego sposobu jak spedzic czas na swiezym powietrzu. W sobote pojechalam na wyprawe rowerowa. Najpierw podjechalam troche pociagiem, a nastepnie zgodnie z trasa opisana w internecie – w gore, na szczyt gorki, gdzie znajduje sie kapliczka Madonny del Ghisallo patronki rowerzystow, muzeum cyklizmu i ktoredy prowadzi trasa Tour de Lombardia. Za szczytem juz tylko 7 kilometrowy zjazd do Bellagio - urokliwego I zarazem luksusowego miasteczka nad jeziorem Como. Jestem na siebie bardzo zla, bo zapomnialam wziac aparatu i nie mam zadnych zdjec z tej wyprawy, a bylo co podziwiac. Szczegolnie ze szczytu rozposcierala sie przepiekna panorama na gory schodzace wprost do jeziora i przycupniete na jego brzegach wioski. Do tego lsniace w sloncu zlote kolory drzew i piekne wille. Eh….. cudownie. Niestety trasa rowerowa wyznaczona przez wladze lokalne jest wirtualna, tzn. nie ma zadnych znakow w rzeczywistosci, a mapka dostepna w interencie jest w malej skali i nieczytelna oraz calkowity brak opisu trasy powoduja, ze trase nalezy traktowac bardziej jak propozycje udania sie w dany region anizeli prawdziwa trase. Do tego w ksiegani wykupili szczegolowe mapy okolicy, wiec ta ktora mialam byla bardzo ogolna. Skonczylo sie na jezdzie po ulicach z dosc duzym ruchem, malo przyjemne. Jednak im dalej w gore tym ruch malal i stawal sie znosny. Znalazlam na mapie maly kawalek drogi rownoleglej, ale mniejszej, zatem zapewne z mniejszym ruchem. Postanowilam wyprobowac. Ulica na poczatku wspinala sie dosc ostro pod gore, potem juz tylko srednio pod gore i znow ostro. Trzeba przyznac, zmeczylam sie. Pod koniec widze tabliczke – droga prywatna. Zle, to czesto oznacza slepy zaulek. Jeszcze dalej bylo juz tylko gorzej. Kolejny znak oznacza slepy zaulek, widac ze postawiony tymczasowo. Pytam sie spacerujacego z rodzina pana. Jakzeby inaczej, droga zagrodzona, bo sa roboty drogowe i nie ma przejazdu nawet dla rowerow. Musialam zawrocic i zjechac cala droge, ktora pokonalam do gory, zeby wyladowac w punkcie wyjscia. Nie lubie takich sytuacji, bardzo nie lubie. Przynajmniej po drodze znalazlam lokalna piekarnie, gdzie nabylam najlepsze do tej pory ciastko jakie znalazlam w tym kraju. Stan wycieczki – 50 kilometrow, roznica wysokosci – 400 metrow, czas – ok. 5 godzin. W drodze powrotnej z Bellagio probowalam zlapac statek do Como. Oczywiscie nie obylo sie bez problemow. Dowiedzialam sie, ze statki zabieraja rowery tylko w sezonie. Alternatywa – autobus (na pewno nie wezmie roweru) lub na rowerze 20 – 30 km w zaleznosci od trasy (na szczescie jest tez droga przy jeziorze, bo przez gory nie dalabym rady). Jednak ja sie latwo nie poddaje I zorientowalam sie, ze jest prom na druga strone jeziora, gdzie jest linia kolejowa. A tak, prom zabiera rowery. No i czy nie mozna tak bylo od razu?
W niedziele dla odmiany postanowilam zdobyc szczyt. Wybor trasy wcale nie byl latwy, bo wiekszosc szlakow idzie pod szczyt, a na samym szczycie przeksztalca sie w trase wspinaczkowa, aby znow szlakiem pieszym przejsc na druga strone grani. Wybralam w koncu trase, ktora na calej swojej dlugosci byla szlakiem pieszym, na oko nie taka dluga. Na szczycie znajdowalo sie schronisko, wedlug mapy otwarte tylko w sezonie. Choc wyszlam z domu o 8, na poczatek szlaku dotarlam dopiero o 10, co o tej porze roku powoduje, ze caly czas mialam stracha, czy wyrobie sie przed zmierzchem. Opracowalam dwa warianty awaryjne, zeby w razie czego zejsc wczesniej. Szlak w wiekszosci szedl przez las lisciasty, wiec na sciezce byla gruba warstwa suschych lisci. Sciezynka waska, na jedna osobe. To wszystko sprawialo wrazenie, jakby nikt tamtedy nie chodzil. Po drodze do gory minelam 6 osob. Kto pamieta takie czasy w Tatrach? Ja na pewno nie, jestem na to za mloda. Pod samym szczytem, pod schroniskiem zaroilo sie juz od ludzi. Wiekszosc schodzila ze szlaku, ktory na mapie mial odcinek wspinaczkowy. Ciekawe. Zdarzali sie jednak ludzie z calym osprzetem wspinaczkowym, bo z tamtej strony bylo pare dluzszych tras do wspinaczki. I jak tu rozpoznac, ktora trasa jest naprawde tylko do wspinaczki, a ktora mozna przejsc? Z gory zszedl rowniez jeden maly chlopczyk, lat okolo 5 – 6 ubrany w kask, szelki, bloczki i ogolnie wszystko co do wspinaczki jest potrzebne. Nie naleze do osob, ktore rozczulaja sie na widok dzieci, ale to byl istny aniolek. Jakby tego jeszcze bylo malo to wloskie dziecko mialo jasne blond wlosy i niebieskie oczy. Herubinek. Schronisko okazalo sie otwarte i serwowalo pyszne dania. Po raz kolejny przekonalam sie, ze nie ma zadnych regul i to co powinno byc otwarte moze byc zamkniete, a to co powinno byc zamkniete jest otwarte. Tylko, ze w gorach powinny panowac troche bardziej scisle reguly.
O drugiej zaczelam schodzic w dol. Nikt nie wybral tej samej trasy co ja, choc byla najszybsza. Troche dziwnie schodzic przez 3 godzniy i nie widziec ani jednej osoby. Po 15 minutach wiedzialam, ze nie byl to najlepszy wybor. Bardzo stromo, sciezka uslana liscmi, pod ktorymi kryja sie drobne kamyczki i sliska nawierzchnia, nie wiadomo, na czym sie staje. Pare sytuacji bylo naprawde niebezpiecznych, gdy musialam zejsc po waziutkiej szczelinie skalnej, gladkiej i sliskiej, nie bylo sie nawet czego przytrzymac, bo skala byla calkowicie gladka, a w razie osuniecia, w dol troche by sie jechalo. Najadlam sie strachu, ale przezylam. Po godzinie uslyszalam odglos jakby drapieznego ptaka. Zaczelam sie rozgladac i ku mojemu zdziwieniu zobaczylam kozice gorska w odleglosci okolo 300 metrow, za kikutami drzew, ktora ewidentnie sie na mnie gapila. Dawala sygnaly ostrzegawcze 4 kozicom po drugiej stronie zlebu. Wtedy przekonalam sie, ze jestem dzieckiem wielkiego miasta. Ja wiem, ze to jest irracjonalne, ale zaczelam odczuwac niepokoj na mysl, ze kozica moglaby podejsc blizej. Te jej rogi nie wygladaja zachecajaco. Szybka mysl, czy moze miec male, bo dzikie zwierze jest najgorsze jak ma male, ale nie, przeciez to jesien a nie wiosna. Waska sciezka, pustkowie, nikogo, ewidentnie to ja wkorczylam na ich teren. Zaczelam sie nakrecac. Na sciezce natknelam sie na jej odchody, co dolalo jeszcze oliwy do ognia. Czy kozice atakuja? Jesli tak, to zwiewac, czy stac, czy co robic? Bez wzgledu na odpowiedz i tak bym zwiewala. I pomyslec co by sie dzialo, gdybym zobaczyla niedzwiedzia? Chyba bym padla na zawal. Lubie ogladac dzikie zwierzeta, ale z bezpiecznej odleglosci i najlepiej w towarzystwie.
Zdjecia tu

Brak komentarzy: