Byłam w domu. Było wspaniale. Tylko 3 dni, zleciało w mgnieniu oka, ale pozostawia ślad na długo.:) Cudownie jest znaleźć się w znajomym otoczeniu, wśród rodziny i przyjaciół. Niby takie oklepane, ale to na prawdę sprawia ogromna przyjemność. Najprostsze rzeczy urastają do wielkiej rangi, jak np. znane sklepy. Wiadomo, do którego wejść, po co i gdzie się udać, żeby coś załatwić. Nawet pogoda znajoma – 14 stopni i przelotne deszcze. Możecie nie wierzyć, ale sprawiło mi przyjemność chodzenie w jeansach i bluzie. Tu jeszcze będę musiała na to poczekać. Oczywiście nie można zapomnieć o obiadkach mamy…..:)….. zupa z kurek, bitki, fasolka i ziemniaki.:) Mniam. Nawet za ziemniakami można tęsknić. Tu spróbowałam raz. Były obrzydliwe. Niedosolone i zupełnie zimne. Paskudztwo. W porządnej knajpie zapewne dostanę odpowiednio zrobione, ale widać, że nie jest to ich warzywo.
Wydawało mi się, że posiedzę sobie spokojnie, pogadam z rodzicami, może pójdę do kina i będę ogólnie napawać się atmosferą domu. Nic z tego. Okazało się, że mam tyle do załatwienia, że ciągle byłam w biegu i do kina nie zajrzałam. Może następnym razem. Swoją drogą, jak wam wpadnie w ręce fajny film na DVD, np. z gazety, to ja z chęcią pożyczę. Raz tu w kiosku natrafiłam na wyprzedaż starych filmów. Wyobraźcie sobie, że nawet niektóre amerykańskie filmy na DVD są jedynie z włoskim dubbingiem, bez wersji oryginalnej, czy napisów po angielsku. Trzeba za każdym razem sprawdzać. Ciekawa jestem, czy w wypożyczalni też tak będzie.
Byłam z Kazikami u Gradków i widziałam maleństwo. Pocieszny aniołek, choć Gradek próbuje wmówić, że daje im w kość. Zdradzę, że dopytywali się, czy napiszę o spotkaniu. Jak widać, każdy ma w sobie coś z gwiazdy i chciałby wystąpić choćby w drugoplanowej roli w szmatławej mydlanej operze klasy B, czyli w moim blogu.:)) Pozdrawiam całą piątkę.:)
Pozwoliłam sobie na odrobinę luksusu i byłam na koniach w niedzielę.:) Pełen galop przez Puszczę Kampinoską, dwie sarny po drodze, jeden orzeł, słońce i świeże powietrze lasu to to, co tygryski lubią najbardziej.:)
Takie mikro wakacje. Będę jeszcze długo wspominać.
środa, 5 września 2007
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej
Autor:
Lalaith
o
23:54
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

2 komentarze:
Obiecalem, ze napisze komentarz, jak nas tu pozdrowisz - slowa dotrzymuje :)
No z ta szmatlawa mydlana opera to mocno przesadzilas - jak juz mowilem blog jest swietny i to nie tylko moja opinia.
U nas jest jeszcze paskudniej niz w weekend, a w Tatrach pada snieg...
Pozdrawiam wraz z malzonka
PS. A nastepnym razem jak przyjedziesz idziemy na piwo :). I prosze nie przesadzac z ogladaniem Tutti Nudi (moze nagrasz nam jakis odcinek..)!
Na poważnie zastanawiałam się nad nagraniem Tutti Nudi, bo żaden opis nie przedstawi tego tak, jak sam oryginał.:)
Do Wawy zawitam 21 września, więc proszę już zarezerwować czas.
Prześlij komentarz